Wenecja – miasto na wodzie czy pod wodą?

Wenecja w listopadzie to bardzo dobry pomysł, ale może niekoniecznie podczas przypływu;) Kilka dni na zwiedzanie tego miasta wystarczy, aby zakochać się w małych uliczkach, uroczych kawiarenkach czy pysznej kawie. Wenecja od dawna jest na liście najdroższych destynacji w Europie.
Czy to za sprawą mnogości zabytków? Czy swej wyjątkowości położenia na wodzie? A może to turystyka sama napędza koniunkturę tego kontrowersyjnego, jakby nie patrzeć miasta?
Jako Italiofilka zwiedziłam Włochy wzdłuż i wszerz, a Wenecja zawsze zostawała w tyle. Tak było i tym razem, bardziej przyciągnęło mnie Burano niż sama Wenecja. Ale kiedy wysiadłam z pociągu na Piazza di Roma, poczułam (prócz specyficznych zapaszków z Canale Grande;) coś co zawsze w Italii ściska za serce <3

Dzień 1 – Wenecja :

Piazza le Roma – niedziela w słońcu
Szwendanie się między uliczkami, odkrywanie nowych przesmyków, masa mni uliczek, miedzy kanałem, a kanałem…wzdłuż Canale Grande w stronę Piazza San Marco . Przerwa na kawkę w jednej z klimatycznych kawiarenek, których jest tam bez liku. Dolce far niente! :)

Piazza San Marco:

Tłumy, dzikie tłumy. Dzień jak co dzień, ale taka niedzielka słoneczna to rarytas dla turystów, aby pospacerować nad brzegiem, wzdłuż Bascino San Marco.

Zwiedzanie bazyliki zostawiamy na pochmurny dzień (długo nie trzeba było czekać;) i udajemy się na północ, aby złapać vaporetto – wodną taksówkę do Burano, która odpływa tylko z Fondamente Nove.
Całodobowy bilet kosztuje 20 Euro, na dwie doby 30 Euro. Bierzemy ten na dwie doby i płyniemy ok. 50 minut na kolorową wyspę:)

Burano:

Docieramy w sam raz na golden hour. Moje marzenie o kolorowych domkach się ziściło. Byłam, zobaczyłam, zdobyłam. Miasteczko piękniejsze niż na fotkach z Instagrama. Tam trzeba być, to trzeba zobaczyć.

Burano, prócz kolorowych domków, które niegdyś były malowane jako drogowskaz dla rybaków (aby lepiej widzieli swe domostwa z morza w czasie mgły), to słynie też z ogromnej produkcji koronek. Wszędzie sporo koronkowych stoisk. Dla amatorów koronek, prócz zasłonek, serwetek, można było kupić całą koronkową garderobę :)

W Burano jemy pyszny obiad, jak zawsze przy lampce domowego wina. Przemiła atmosfera, tutaj kelnerzy opiekują się Tobą niczym samym swoim. I nie, wcale nie zależy to od wysokości coperto (tzw. napiwku w cenie). Po prostu Włosi tacy są, a Ci z mniejszych miasteczek, to tym bardziej. Mentalność Południowca <3

Odwiedzamy też ciastkarnię, gdzie sympatyczny starszy Pan pokazuje nam różnorodne wypieki, nawet specjały z Burano – cytrynowe ciasteczka – do cappuccino w sam raz!

Powrót z Burano to kolejne 50 minut na vaporetto. Zmęczenie, ale też zadowolenie: wysiadamy na F. Nove i zmierzamy jeszcze do centrum, aby dopiąć dwudziesto kilometrowy km spacer – jak na niedzielę to niezły wynik!

Dzień 2 :

Niestety poniedziałek był już deszczowy, ale nie ma tego złego.
Trafiamy na wystawę:
VENICE DESIGN 2019
w Palazzo Michiel dalle Colonne
Provoke, Unlearn, Change: Designing Perspectives.
Trzydziestu czterech artystów z całego świata prezentuje swoje prace, w ramach wystawy: VENICE DESIGN 2019. Fantastyczne miejsce! Wejście za free!

LIDO
Aby wykorzystać swój dwu dobowy bilet na vaporetto, postanawiamy popłynąć na wyspę Lido.

Deszczowo, wietrznie i w tej aurze Lido jeszcze bardziej przypomina mi Amsterdam. Kanały, piękne wille, dużo rowerów. Jeśli macie dość tłumów, warto wybrać się na Lido, choćby po to aby zobaczyć piękne, szerokie plaże i Adriatyk! Może nie w taką aurę, jaką my mieliśmy, ale być nad morzem, to być nad morzem :D
Wyspa bogata w wielkie domy, z przepięknymi ogrodami, tzw. nadmorski kurort.

NOCNY REJS VAPORETTO

Wracając z Lido, przesiadamy się na Piazza San Marco i płyniemy do Santa Maria della Salute, aby choć na chwilę zobaczyć najpiękniejszy kościół Wenecji.

Droga powrotna do domu przez Canale Grande – Wenecja nocą:

Dzień 3:

Aqua Alta :

Related Post

Okazuje się, że wtorek to już nie na żarty. W nocy był przypływ i zaczęło zalewać miasto. Zwłaszcza okolicę dworca. Udaje się nam iść kawałek bez kaloszy, ale nie ma opcji, aby dostać się bez zamoczenia nóg do stacji, z której wypływa vaporetto do Murano. Szukamy butów. Ceny plastikowych badziewi z Chin wahają się od 5 nawet do 15 euro za parę (w niedzielę chodziły nawet za 3 euro – sic!)


Kupujemy za 5 euro, ale jedyny rozmiar to XXL, o Boszz!
Bo 45 minutach dreptania i unoszenia kolan niczym boćki, kończy się humor i wjeżdżają pierwsze bluzgi: buty zaczynają przeciekać.
Owijamy stopy w reklamówki, a dziurę łatamy gumą do żucia (oglądało się za gówniarza MacGyvera – heloł). Boćki brodzą dalej, w końcu docieramy do
F.Nova i siup na Murano. Podróż trwa ok. 15 minut.

Murano :
Wyspa fabryk szkła. Bluemurano.
Również kolorowe domki, ale nie w takich barwach, jak na Burano. Tutaj rządzi miedziany, miodowy i zielony butelkowy.
Murano nie było zalane, tak jak Wenecja, więc można było trochę pospacerować, ale jednak aura deszczowa, dawała o sobie znać.
Wracamy na Piazza San Marco.

Piazza San Marco i Bazylika

Czas na zwiedzanie bazyliki. Ochów i achów co niemiara. Ogrom piękna. Jedna z niewielu budowli tak okazałych, w marmury, malowidła i wpływy bizantyjskie. Wrażenie robi nie tylko zewnątrz, ale też w środku, nie wiadomo, gdzie zostawić na dłużej wzrok. Jest klimat, nawet najbardziej oporni esteci będą pod wrażeniem:)

Wieczorem w oczekiwaniu na jogę, idziemy do T Fondaco Dei Tedeschi, naiwnie wierząc, że uda się zobaczyć panoramę miasta – niestety taras był zamknięty, ale dzięki temu można było zobaczyć ciekawą wystawę:. Samo wnętrze galerii handlowej jest interesujące:


Dzień 4:

Najgorsza była noc, z wtorku na środę (12/13 listopada) przypływ plus ulewy. A w środę rano woda szybko obniżała swój poziom. Deszcz przestał padać, można było chodzić, ale jeszcze wiele miejsc w centrum było niedostępnych. Ciężko było nam się dostać na Vaporetto, aby dopłynąć na Biennale. Zostało zwiedzanie niezalanych części miasta czyli zachodnia Wenecja.

Tak o to niesamowity, na pewno niezapomniany weekend w Wenecji .
Doświadczenie pięknej pogody i słońca w listopadzie jednocześnie z ulewą i powodzią. Ten wyjazd na długo zostanie w pamięci.

Cieszę się, że miałam okazję, dosłownie w ostatniej chwili ujrzeć jeszcze wnętrze bazyliki Św. Marka (byłam we wtorek ok. 15.00,a już o 19.00, do środka dostała się woda?). Wierzę, że uda się uratować to, dla niektórych przereklamowane i sztuczne miasto, ale jakże piękne i wyjątkowe❤️

Trzymam kciuki za Wenecje!

Wpis zmodyfikowany 2 grudnia 2019 16:45

Ola:
Powiązane wpisy